sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 3

- Czy ona wreszcie wstanie? - zapytał Tom rozgoryczonym głosem.- Spokojnie.. Myślę właśnie nad tym jak Ją obudzić. - powiedział Cody. Czułam, że siedzą z obydwóch stron mojego łóżka. Otworzyłam oczy.
- Która godzina?.. - wychrypiałam.
- 6:45.
- Co.. co wy robicie w moim pokoju o tej godzinie?
- Chciałem zapytać czy idziesz biegać?
- Cody, ja o tej godzinie śpię, A NIE BIEGAM. Wyjdźcie..
- Jesteś leniem. Za 5 minut masz być gotowa i idziemy biegać, zrozumiano?
Zaczęłam się śmiać a oni wyszli z mojego pokoju. Na powrót pogrążyłam się we śnie.


Obudziłam się najprawdopodobniej jakieś parę godzin później. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam, było sprawdzenie godziny - 10:22. Hmm.. wcale nie jest tak późno. Wstałam i zaciągnęłam swoje ledwo żywe ciało do łazienki. Wyglądałam jak rusałka z włosami zombie i podkrążonymi oczami. Cofnęłam się do pokoju po jakiś luźny t-shirt i spodenki z wysokim stanem. Ubrałam się w te rzeczy i zrobiłam sobie luźnego koka na czubku głowy. Wróciłam do pokoju i zauważyłam, że na drzwiach wejściowych jest przyklejona kartka:





" Nie wstałaś... Będę w domu około wpół do 11, a jeśli teraz nie będziesz gotowa to obleje Cię lodowatą wodą!!! Jakbyś obudziła się cudem przed moim powrotem to wiedz, że nie ma nikogo w domu.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                      Cody. "



Prychnęłam. Mogłabym się założyć, że i tak nic by mi nie zrobił. Zeszłam na dół, do kuchni. Poszukałam sobie płatków i mleka i zrobiłam z tego śniadanko. Gdy myłam naczynia, które użyłam do śniadania, usłyszałam otwieranie drzwi.
- To Ty Cody??! - krzyknęłam.
- Taa.
Poszłam do salonu.
- Masz szczęście, że wstałaś. Za 15 minut będzie tu mój stary menadżer. Idę wziąć prysznic.
- Okej.
Poszłam za spoconym chłopakiem na górę.
- Po co menadżer przyjeżdża?
- Zobaczysz hehehe.
Wszedł do trzecich drzwi po lewej, a ja do swojego pokoju. Pociągnęłam rzęsy tuszem, schowałam mój telefon do kieszeni spodenek i zeszłam do salonu. Usiadłam tam sobie wygodnie na kanapę. Wzięłam pilot, który leżał na stoliku do kawy i włączyłam telewizor na MTV.  Po jakimś czasie w końcu Cody zszedł na dół. Ubrał się w t-shirt , szorty i turkusowe vansy. Były lekko znoszone.
- Możesz tak iść? - zapytał i w tym samym momencie, stanął przede mną zasłaniając swoim wielkim ciałem telewizor.
- Ale gdzie?
- Na dwór. - odpowiedział z kocim uśmiechem. Często się tak uśmiecha.
- Dokładniej?
Cody przerzucił oczami. Wiedział, że zanim gdziekolwiek mam wyjść, muszę się dowiedzieć gdzie dokładnie idziemy, bo nie ruszę się z miejsca.
- Musisz wziąć jakieś rzeczy żeby po prostu wyjść? - zapytał lekko podirytowany.
Zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Idź po to co musisz i zejdź zaraz na dół.- powiedział stanowczo i poszedł otworzyć drzwi.
Ruszyłam swoje ciało do pokoju. Wyjęłam mały plecak 'vintage', do którego schowałam portfel, dokumenty,chusteczki, perfum. Umyłam zęby, włożyłam skarpetki na stopy a na nie moje bordowe vansy. Przejrzałam się w lustrze. Kok nadal był na swoim miejscu. Zeszłam na dół, gdzie zastałam Cody'ego z tym całym menadżerem.  Rozmawiali o czymś zawzięcie.
- Witam ślicznotkę!- przywitał mnie facet w wieku średnim.
- Dzień dobry..- odpowiedziałam nie pewnie, stając przed Nimi.
- Jedziemy?- zapytał blondyn.
- Tak.
Wyszliśmy z domu. Było dzisiaj może z 30 stopni, ale to pryszcz dla osoby, która mieszka w Australii ;p.
 Wsiedliśmy do auta menadżera. Jakiejś czarnej mazdy; usiadłam z tyłu.
- Gdzie jedziemy?- wypaliłam w końcu gdy stanęliśmy w lekkim korku.
- Cierpliwość popłaca, mała - stwierdził Cody. - już niedaleko.
- Cody........................
- No dobra...Jedziemy do studia.
- Jakiego studia?
- Takiego, w którym nagrywa się piosenki.
- Po co?
- Pośpiewamy sobie. - powiedział i miło się uśmiechnął, choć zaczęłam podejrzewać co za tym się kryło..
 Zrobiłam minę w stylu 'WHAT'.
- Zobaczysz..- rzucił Cody i z powrotem zaczął rozmawiać z menadżerem.
Po kilku minutach korek wreszcie się skończył i w ciągu 20 minut dojechaliśmy do tego przeklętego studio. Wnętrze tego budynku wyglądało trochę jak hotel. Znajdowała się tu recepcja, winda, kilka maszyn z jedzeniem i dłuuugi korytarz z masa pokoi. Weszliśmy w któreś drzwi, na których wisiała tabliczka z dwoma imionami i nazwiskami. W środku byli dwaj mężczyźni.. a może raczej chłopcy? Siedzieli przed dwoma laptopami i wielką konsolą. Miała ona chyba ponad 1 000 przycisków!!! Przed nimi była również szklana szyba a za nią dwa mikrofony, kilka gitar, fortepian, keyboard, wzmacniacze, tuba, skrzypce etc..
- To jest Bellatrice. - Cody mnie przedstawił.
- Siemka młoda - starszy wystawił mi rękę do 'piątki'.
- Hej. - przybiłam.
- Jestem Josh, jakby co. - powiedział i słodko się uśmiechnął.
- A ja Deal!- krzyknął drugi.
Odwzajemniłam uśmiech Josh'owi.
- No to śpiewamy, wchodźcie- powiedział menadżer.
Wytrzeszczyłam na Niego oczy. Cody zaśmiał się na ten gest i pociągnął mnie za rękę; weszliśmy do pokoju za szybą.


______________________________________________________________________

Chciałam na początku przeprosić za to, że nie dodawałam tak długo nic...Ale zaczęła się szkoła...wszystko z nią związane i nie miałam specjalnie czasu...+ Miałam troszkę problemów :))))
Ale teraz obiecuję, że będę dodawać posty co najmniej 3 razy w miesiącu !!! a jak nie to macie mnie zlinczować XDD hahahah mam nadzieję, że rozdział się podobał mimo swojego minimalizmu. po prostu w następnym chce dac więcej akcji, a teraz będę trzymać was w napięciu :33


CZYTASZ=KOMENTUJESZ

2 komentarze: